Wewnętrzny krytyk
Czasem to nie świat wymaga od nas więcej, tylko ten cichy głos w środku...
„Mogłeś się bardziej postarać.”
„Inni są dalej.”
„Dobre, ale mogłoby być lepsze.”
Problem z wewnętrznym krytykiem polega na tym, że on nigdy nie kończy pracy.
Nie zna słowa „dość”. Nie potrafi powiedzieć: „wystarczy”.
A dopóki słuchasz tylko jego, zawsze będziesz w połowie drogi. Zawsze „prawie”. Zawsze „jeszcze trochę”.
Ale ten głos nie zawsze jest naszym wrogiem. Czasem to on popycha nas do nauki, do rozwoju, do tego, żeby nie utknąć w miejscu. Dzięki niemu potrafimy dostrzec, co można zrobić lepiej i nie zadowalamy się byle czym.
Rozróżnij ton
Wewnętrzny krytyk potrafi mówić na wiele sposobów. Czasem brzmi jak wymagający nauczyciel, który chce, żebyś się rozwinął. Innym razem jak surowy rodzic, który nigdy nie jest zadowolony.
To, co odróżnia jeden ton od drugiego to intencja.
Kiedy krytyk mówi z troski, czujesz w środku lekkie napięcie, ale też energię do działania. Masz ochotę poprawić coś nie dlatego, że jesteś „beznadziejny”, tylko dlatego, że możesz być jeszcze lepszy.
Kiedy mówi z lęku, czujesz ścisk w brzuchu, poczucie winy, paraliż. Zamiast ruszyć do przodu, zamykasz się, bo w jego tonie nie ma wsparcia… jest ocena.
Dlatego za każdym razem, gdy usłyszysz ten głos, zatrzymaj się na chwilę i zapytaj:
„Z jakiego miejsca to mówi?”
Czy z miejsca troski czy ze strachu?
Im częściej będziesz to rozróżniać, tym szybciej nauczysz się nie brać każdego zdania za prawdę. Bo krytyk nie zniknie
ale możesz nauczyć się słuchać go z dystansem. Jak kogoś, kto ma czasem rację… ale nie zawsze ostatnie słowo.