Co mówi nauka: zakupoholizm
Kupowanie może dawać chwilową ulgę. Czasem to sposób, żeby poprawić nastrój, zagłuszyć napięcie albo poczuć, że mamy nad czymś kontrolę. Problem zaczyna się wtedy, gdy ta ulga trwa coraz krócej, a pustka… coraz dłużej.
Donald W. Black, psychiatra z Uniwersytetu Iowa, w jednym ze swoich przeglądów badań (2022) nazywa to kompulsywnym kupowaniem - zachowaniem, które wymyka się spod kontroli i prowadzi do cierpienia. Nie chodzi tu o „słabą wolę” czy „rozrzutność”, ale o złożony mechanizm psychologiczny.
Dlaczego kupujemy więcej, niż potrzebujemy
Badania pokazują, że kompulsywne kupowanie rzadko występuje w próżni. Często towarzyszą mu stany lękowe, depresja albo poczucie braku sensu. Zakupy stają się formą emocjonalnej regulacji - sposobem, by na chwilę poczuć się lepiej, silniej, bezpieczniej. Problem w tym, że ta strategia działa tylko przez moment. Po każdej transakcji wraca napięcie, a wraz z nim… kolejna potrzeba kupienia czegoś jeszcze.
Black pisze, że typowy początek tego zaburzenia przypada na późną adolescencję lub wczesną dorosłość czyli wtedy, gdy tożsamość dopiero się kształtuje, a reklamy i media społecznościowe podsuwają gotowe odpowiedzi: kup to, a poczujesz się lepiej.
Czy to uzależnienie?
Nie ma jednej odpowiedzi. Część badaczy traktuje zakupoholizm jak zaburzenie kontroli impulsów, inni - jak uzależnienie behawioralne. W praktyce działa podobnie: pojawia się napięcie, impuls, ulga i… wstyd. Cykl się powtarza. Czasem prowadzi do długów, czasem do izolacji, czasem po prostu do cichego poczucia, że „coś ze mną jest nie tak”.
Jak z tego wyjść
Nie ma jednej metody leczenia. Nie pomaga zakaz kupowania ani próba „silnej woli”. Badania pokazują jednak, że terapia poznawczo-behawioralna (CBT) - szczególnie w formie grupowej - przynosi realne efekty. Pomaga zrozumieć, co stoi za impulsem, jakie emocje próbujemy uciszyć i jak znaleźć inne sposoby na ich wyrażenie.
Ważnym krokiem jest też rozpoznanie momentu, w którym kupowanie staje się regulacją emocji zamiast realnej potrzeby. To moment, w którym filozofia mniej nabiera praktycznego sensu.
Mniej, czyli inaczej
„Mniej” nie znaczy od razu „nic”. Nie chodzi o to, by przestać kupować, tylko by przestać się gubić w kupowaniu.
By nie szukać siebie w koszyku. By zrozumieć, że nie wszystko, co przynosi ulgę, przynosi też spokój.
źródło:
https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S2352250X22000331